Posty

Wyświetlanie postów z 2022

Bożonarodzeniowe pytanie

  - Po co ty żyjesz? – zapytała bez cienia złości, czy ironii. Gdzieś tam zapewne podsłuchała wytrych-teskst zaczepno-obronny.   Wymądrzać mógłbym się na pewno, patosem frazesy omaścić, błysnąć swa tożsamością gniewną: - Filozofować chcesz? A naści!   Lecz czemu płoszyć zacne dziewczę, z sympatii zapytała szczerze,   więc odpowiadam: - Nie wiem. Jeszcze. Ale się dowiem. I w to wierzę.   Dlatego pytam, sprawdzam, wątpię, szukam, poprawiam, dementuję, a   czasem coś naprawdę tąpnie, czasem się srodze rozczaruję.   Ja się na świat ten nie prosiłem, to nie dla ochotników misja, lecz skoro już się tu zjawiłem, to może warto porozmyślać.   Traktuję to jak wyróżnienie. Jeża nikt o to nie zapyta, choć pożyteczne to stworzenie, a ja to tylko ten… łachmyta.          

Pocieszycielka strapionych

  Jeżeli szukasz nadziei w szkle, gdy łudzisz się, że to pomoże – wiedz, że jest już z tobą bardzo źle. Niestety – będzie tylko gorzej.   Wiem też, że ty mi nie uwierzysz, bo przesadzam, kasandryczę, że to gadki dla młodzieży, smętne tony jak z kantyczek.   Ciebie to przecież nie dotyczy, minie zła passa – zrezygnujesz. Lecz póki co – kropla słodyczy baterie twe regeneruje.   Nie mogę mieć do ciebie żalu, że nie chcesz wierzyć w to co powiem, że jest niestety już ,,po balu”, lecz to dla ciebie pustosłowie.   Twa pocieszycielka strapionych prócz problemów – wszystko rozwiąże, ty od rozsądku uwolniony opamiętać się możesz nie zdążyć.   Kiedyś zapytasz – czemu to ty, czym sobie na to zasłużyłeś? Poleją się przy tym gorzkie łzy. Ja już odpowiedź znam – bo piłeś…

Zima przyszła

  Zima jak kiedyś do nas przyszła, jak dawno niewidziany bliski, atrybutami swymi błysła – wyczarowała jej nadwyżki.   Wszystko przykryła grubą bielą, szczodrze, jak z rogu obfitości. Krajobraz przykrył mleczny welon; Brudu nie widać, ni szarości.   W krainę ,,kiedyś” mnie przemyca, czarodziejka, iluzjonistka, kiedy nie tylko okolica była biała, jasna, czysta.   Chociaż niestety to iluzja, dzięki ci za to Biała Pani. Wniosek, albo mądrzej – konkluzja: byt bez fantazji jest do bani!   Przeszłość najbardziej uzależnia, żadna tu rola ,,silnej woli”. To się nadaje do leczenia? Bo ja jestem przeszłościoholik.

Ręce precz od leniwych!

  To nie czas, ani miejsce, na pisanie wierszy. To czas na słuchanie szumu morza i świerszczy. Zaraz, zaraz – ale tu przecież świerszczy nie ma! Skoro tak, to może napiszesz poemat. Czemu poemat? Lepiej całą epopeję – już szykuję raptularz, już swe pióro grzeję! Ty, wierszokleta, nie róbże tu widowiska, to na żartach też się nie znasz? Co się ciskasz? Żaden z ciebie Homer, nawet prowincjonalny, tyś jest na wskroś banalny i protekcjonalny. Udajesz, że coś tworzysz, że jesteś poetą, a tak naprawdę, to czas poświęcasz bzdetom.                                         *   Ludzie! Przestańcie krzyczeć na leniwych. Przecież oni nic nie zrobili, a wy o tym wiecie.

Ambaras

  Wstałem dziś jakiś taki, nieswój… Jakby z innego scenariusza. - Zrób coś, byt swój zamanifestuj – wewnętrzny głos zaskamlał w uszach.   Zwlekłem się z wyra – szósta dziesięć. Przez okno na zewnątrz wyjrzałem; zima to, czy jeszcze jesień? Zaraz, zaraz – co to ja chciałem…   Życie mnie cosik nie zachwyca, zaraza jaka, czy dyfteryt? I nagle myśl, jak błyskawica: - To nie zaraza! Jam emeryt…   Ja iść nie muszę do roboty, dziś, jutro i pojutrze. Nigdy! Wszystkie dni wolne jak soboty. To ulga, czy poczucie krzywdy?   I co ja teraz będę robił? Jak ten, co wszystkie zna krainy, a gdy do kresu w końcu dobił – a tam: ni domu, ni rodziny…

Pilnie poszukiwany

  Optymizmu usilnie szukam, co mi pozwoli ufność krzewić, że gdzieś go znajdę, jeszcze ufam – łan zielony wśród pól badziewi.   Gdzieś ty, micie pstry, kolorowy? Kogo otuchą swą obdzielasz? Jak cię zwabić, jak złapać, złowić, bo u nas jak czwartek niedziela.   Poczucia humoru już nie ma, jak węgla na składzie opału, trwa smutny życiowy poemat, a ceny już zwariowały.   Wspomnienia tylko pozostały. I cynizm. I ironia gorzka. Nie najlepsze to materiały, by wierszyk pogodny powstał.   Więc jeżeli gorzki być musi, nie ma co zbyt dużo biadać – trzeba tyle z niego wydusić by gorzki był – jak czekolada.

Od zawsze

  Od zawsze byłem trochę z boku, tak jakby nieco bliżej cienia, jak kształt spóźniony w powidoku, jak aktor i widz przedstawienia.   Ja to, czy nie? – mantrą wciąż nękany jak zagubiony skądś awatar; jakby z kawałków poskładany i z tego, i nie z tego świata.   Czy więcej czułem, czy cierpiałem? Czy myśli moje ferment rodził? Czy rzeczywistość odkształcałem, czy bunt się z uległością godził?   Czy to, że tyle doświadczyłem to ma nagroda, czy ma kara? Na stole kartkę zostawiłem. Skończyłem spektakl, wrócę zaraz…

Bez tytułu

  Przetłumaczyłem wiersz. Niemiecki. Wiersz napisany przez faszystkę, dlatego,   że był nasz - ornecki, więc chyba mam sumienie czyste.   Co było w tym tak niezwykłego, że do tej pory o tym myślę, że aż tak w pamięć mi się wryło, jak zadra tkwi w moim umyśle?   Do jej świątyni się włamałem; ten wiersz nie dla mnie był stworzony. Czy tym, że coś zrozumieć chciałem czyn mój jest usprawiedliwiony?   Że też tę ziemię pokochałem, Mimo żem niegodzien – Untermensch. Z Ruskimi vaterland zabrałem, teraz jeszcze ,,rozprułem” jej wiersz.   Chyba nic złego nie zrobiłem, to skąd poczucie winy mętne? Przecież nie ja ich wypędziłem! Też twierdzę, że to było wstrętne.  

Rejterada

  Nie, jeszcze nie wszystko skończone, to nie są ostatnie akordy, choć towarzystwo przetrzebione, jeszcze zaśmieją się nam mordy!   Jeszcze wciągamy brzuch, błysk w oku, głowa do góry - dumnie, hardo. Za zdrowie pań! Do siego roku! Węgorzyk, stek, boczek z musztardą.   Jeszcze dziewczyny takie zgrabne, choć nasze dzieci takie stare… Jeszcze byś ruszył na balangę, wyłbyś: ,,Zabierzcie mi gitarę!”   Emeryturka taka cienka, czasem nie starcza do pierwszego, lecz tyś jest twardziel, ty nie pękasz. Jak to szło? - Prawy do lewego!   A kiedy będziesz tak figlował, Przy tych playbojach, rewelersach, bacz bracie byś nie przeholował: pamiętaj by zmienić pampersa.      

Napisz, proszę...

  Napisz proszę taki wiersz, no wiesz, żeby w nim była sama prawda. Wiem, że od dawna zrobić to chcesz; żeby odmienił nawet… diabła.   Żeby za serce mocno chwycił, tak, żeby tchu zabrakło w piersi. Proroctwem żeby był, wyrocznią – dziś nikt nie pisze takich wierszy…   By krew potrafił w żyłach zmrozić a w gardle bryłę lodu, gorzką. By prawdą smagać mógł, batożyć, by solą w oku był i troską.   By każdy, kto ten wiersz przeczyta, już nie był tym, kim był dotychczas. O to Cię błagam – ja łachmyta – napisz to, proszę Cię, Mieczysław…

Reminiscencje

        Chcę się podzielić moimi wrażeniami i przemyśleniami zwiazanymi z tłumaczeniem dwóch wierszy niemieckiej poetki, dawnej mieszkanki Prus Wschodnich – Agnes Miegel. Jak mi kolega Adam zaproponował tłumaczenie pierwszego ,, Es war ein Land”, to się ucieszyłem jakbym otrzymał bardzo dokładnie zapakowany prezent, niewiadomego przeznaczenia.       Co mnie do tego skłoniło? Po pierwsze – mój patriotyzm lokalny,   którym się wręcz afiszuję, bo te wiersze są tematycznie z Warmią związane, a po drugie – ciekawość. Ciekawość – jak swoją miłość do ziemi ojczystej (tej samej, co moja) przeżywał ktoś zupełnie różny ode mnie, żyjący w całkowicie odmiennej rzeczywistości i czasie. Zderzenie było, delikatnie rzecz ujmując – gwałtowne. Z jednej strony – ja, prosty chłopina urodzony w przybranej ojczyźnie, ale emocjonalnie z nią związany (zakochany), bardzo słabo znający język niemiecki, a z drugiej -   Niemka, znana poetka, apologetka ruchu nazistowskiego, nie kryjąca swych przekonań polityczn

Być poetą, być poetą...

  Być poetą, być poetą…       Poeta – to taki drugi etat, co zysków nie generuje, a absorbuje. Czy on tym sobie dogadza, czy przeszkadza? Czy się męczy, jak nad rymami ślęczy? A robotę swoją i tak musi zrobić, by zarobić. Wszak jeść przeca musi – jak go przydusi. Jak on to wszystko godzi??? Tu – robi, a tu – z głową w chmurach chodzi. Podziwiać go, czy się litować? Taki to może łatwo zwariować!!! Przechlapane być takim poetą: nie dla mnie to.  

Zwykły wierszyk o jesieni

  Już jesień. Niby polska – złota; paletą barw kuszą liście drzew. A w duszy tli się skra – tęsknota; lato minęło (łabędzi śpiew?)   Słonko baterie wyczerpało, jeszcze dycha – serce raduje. A wczoraj radio podawało, że tęga zima się szykuje.   Gdzie tam do zimy, toć październik! Słoty, pluchy – wszystko przed nami. Ten listopad, zimy odźwierny jeszcze nam pokrzyżuje plany.   Katary, grypy, przeziębienia, zaś koronowirusa fala. I tak w kółko, do ozdrowienia, trala lala tra la la la la...    

AZA

  Jak do tego doszło, mój Boże, to sen jakiś koszmarny chyba. A jeśli będzie jeszcze gorzej? Nie!   Ja już więcej nie wytrzymam.   Niechaj to wreszcie się zakończy, niech skonam, niechaj pęknie serce, niech w końcu światło ktoś wyłączy, ulgi mi dajcie w mej udręce!   Ciebie już Boże błagać nie chcę, bo Tyś nieczuły, Tyś zbyt dumny, do Twego tronu nie podrepczę. Ja chcę do piekła, chcę do trumny!   Bylebym tylko cierpieć przestał. Niechaj w piekielnym ogniu spłonę, niechby i szatan grom mi zesłał, Nie działa ,,Pod Twoją obronę”.   Nie ma was – ni jednych, ni drugich – ni tych w nimbach, ni tych rogaczy. Nie chcecie mieć takiego sługi co nieczułości wam nie wybaczy?   Więc będę cierpiał, a jak przeżyję (nie eksploduje moja psychika), to jutro rano znów się napiję – bo taka dola alkoholika…

Modyfikacja - rewelacja

  Przez całe życie się starałem, by stworzyć coś pożytecznego; kombinowałem, majstrowałem, lecz nic nie wynikało z tego.   A że lenistwo to ma pasja – tutaj znalazłem swoją szansę: erzac wolności pragnę dać wam modyfikując konwenanse.   Ludzkość wciąż na brak czasu sarka, więc do was apel – malkontenci: nieprawidłowa gospodarka, co poskręcane – czas odkręcić!   Weekend zaczyna się od piątku. A czemu? Ryśku, Aniu, Bartku? Kto każe tkwić w takim porządku, czemu nie zacząć już od czwartku?!   Po co masz czekać do Sylwestra? Czwartek – piętnasta zero, zero – dziś dolce Vita, dzisiaj fiesta , kankan, krzesany i bolero!   A w piątek rano, na luzaku, można podskoczyć do roboty; zjeść na stołówce porcję flaków, głowę podstawić do pozłoty.   Trochę tam poimprowizować, coś poudawać, coś tam sklecić; wszak - weekend – można pofolgować, do trzeciej czas szybciutko zleci.   A potem – ciąg dalszy, bohaterze! Nicnierobienie i bla

Przebierać?

                         A to ci frajda – grzebać w słowach, niczym w otwartej bombonierce; wybierasz, co ci się podoba, odrzucasz to, co cię nie łechce.   Nikt ci niczego nie narzuca, sam jesteś sterem i okrętem. I piszesz; albo o onucach, albo, jak chcesz… o Ziemi Świętej.   Przebierasz, albo nie przebierasz – to twoje słowa, ty tu rządzisz, to twoja scena, to twój teatr; ktoś ci przyklaśnie, ktoś osądzi.   Słowa jak ulęgałki macasz, bezwstydnie i bez skrępowania, czasami aż się w tym zatracasz, może to już megalomania?    

Cyklamen

  Aż w końcu nastał ten ważny dzień, dla Ciebie, bracie, najważniejszy – na Twoje życia padł czarny cień – w drodze w zaświaty   jesteś pierwszy.   Gdzie te ,,zaświaty”, czy w ogóle są? Niebawem wszystkiego się dowiesz, lecz w tajemnicy utrzymasz to, dłużej niż… do deski grobowej.   Los wór problemów z pleców Ci zdjął, 21 gramów ważysz! Z tymże zaczynasz podróż dziś swą – czy bez nadwagi Ci do twarzy?   W każdym bądź razie – ktoś mógłby rzec – tu niepotrzebny żaden lament, ziemskiej podróży nastąpił kres. Ten cykl dobiegł końca – cykl amen!  

Koniec turnusu

  Nadmorski wiatr – zwiastun jesieni, przegania wczasowiczów z plaży, pogoda raczej się nie zmieni, cud żaden tu się nie wydarzy.   Wiać będzie coraz intensywniej, ziąb dotrze nawet do kieszeni; nie masz co łudzić się naiwnie, że słonko plecy Ci zrumieni.   A Ty się bracie nie denerwuj! Wszak przewidziałeś ten scenariusz: w tawernie miejsce zarezerwuj, kompanię dobierz – resztę znasz już.   Po szóstej lufie się przejaśni i słońce będzie znów w zenicie, a ty – Magellan wyobraźni, siebie nie poznasz w tym zachwycie.   Możesz się zmienić nawet w … łotra – teraz się czujesz znakomicie. Twój gigant-kac jeden dzień potrwa, Wspomnienia masz na całe życie!  

Uciekająca Panna Młoda

  Ucieka mi moja Orneta, owa tajemna Panna Młoda – niby ta sama, a już nie ta. Kto mi Ornetę tamtą odda?   Kim są współcześni ornecianie? Co mnie naprawdę z nimi łączy? Od lat zadaję to pytanie i chyba to się już nie skończy.   Boli i boleć nie przestanie, że lekceważy się historię, a lekkomyślne ,,ulepszanie” tylko potwierdza tę teorię.   Mamy historię niezbyt polską, lecz innej już mieć nie będziemy, akceptujemy ją jak swojską, lub… banialuki serwujemy.   A wtedy – niechaj Was nie zdziwi, że nową patronką Ornety, miast św. Elżbiety, nobliwej, jest Kryształowa Li – niestety!
  Tłumaczenie wiersza Agnes Miegel   ,,Wormditt”                               Czerwonym sercem Ermlandu jestem – ja Wormditt. Przeszłość, której pruskie serce biło w moim. W tych małych domkach wokół rynku zaistniałem, w darze od moich śląskich dziatek je dostałem. Z wielkimi, brązowymi końmi tu przybyli – w mig gospodarskim okiem dobra ocenili. Wzięli tę ziemię jak bogatą pannę młodą, do mojego złotego ołtarza ją wiodąc – do ratusza, co jak kwoka pośrodku siada, a wokół – ceglasto upierzona gromada. Mały domek, ciut przestraszony gwarem miasta, by wyróżnić się od innych – kwacze jak kaczka. Korowód dostojnych gości dostojnie kroczy, zgraja dzieci, jak zwykle, wojnę o coś toczy. Gołębie się zerwały ponad głowy ludzi – już południe – dźwięk dzwonu do lotu je zbudził: ponad gniazdem bocianim na ratusza szczycie płynie dalej, i dalej, obwieszczając życie. Choć jak liść, zielony, dostrzegł zimy nasiona hen, nad czerwonym dachem pociągu, co do na

Zmierzch

  Choć słońce gorące zaszło już, na nieboskłonie misterium trwa: oranżowa aureola zórz nasącza widnokrąg niczym mgła.   Hołd składa umęczony, letni dzień niebem złoto pomarańczowym, rozpływa się spracowany cień w ciepłym zmierzchu wczesnosierpniowym.   Czas to wyjątkowy, magiczny – barw bogactwem hipnotyzuje, ponadzmysłowy, idylliczny, a niebo – prawie eksploduje.   Lecz bez obaw – w to rozżarzenie jak złodziej wkrada się amarant. Intruz to, czy wybawienie? Rychłej ciemności jawny gwarant.   Uwolni niebo od udręki, dopuści to, co nieuchronne, nocy pozwoli rozsiać wdzięki, ukryje wszystko, co postronne.                    Mieczysław Łuksza

Odsłony

  Przeżyłem więcej, niż większość z Was, tak jakbym żył w czterech odsłonach. Kumple, harcerstwo, ileś tam klas, nimb Tego, co na krzyżu skonał.   Odsłona pierwsza mego życia: ja wierzący, praktykujący, przy spowiedzi – nic do ukrycia. Młody, zdolny, życia łaknący.   I tu alkohol się pojawił: skusił, omotał, zbałamucił. Godności wszelkiej mnie pozbawił, jak zmięty frak na glebę rzucił.   To wstydliwa – druga odsłona; sen koszmarny, tylko na jawie. Lecz nie dałem się pokonać - sam wdepnąłem,   sam się wybawię!   I stanąłem jakoś na nogach – wywalczyłem   trzecią odsłonę. Nie chcę mieszać w to wszystko Boga, byłoby to zbyt uproszczone.   To katharsis , przeobrażenie, powątpiewać mi pozwoliło, odmieniało świata widzenie, pozamykane – otworzyło.   Aktualna moja odsłona – ja, agnostyk, wręcz – ateista. Czy ostatnia? Niewykluczone, wszak – nie zamknięta jeszcze lista.    

Do Mistrza Mikołaja z Nagłowic

  To prawda, Mistrzu Mikołaju – onegdajśmy swój język mieli, rozkwitał bujnie w całym kraju, w schedzie po mieczu i kądzieli.          Gdzieś tam słyszałem, że nasz praszczur, ten, co go ponoć myszy zjadły już wtedy lingwistyczny,, jaz czuł” – znawcą polskiego był zajadłym.   Pięknie się język nasz rozwijał, tych gruszek nie zasypialiśmy. Szkoda, że w innych dziedzinach sukcesów nie notowaliśmy.   Chętnie chwytamy za szabelkę, rozsądku zaś rzadko słuchamy. Sukcesy nie dla nas – zbyt wielkie, za to – najpiękniej przegrywamy…

Coś dla Ciebie, Tadek

  Ja swoje nadwyżki energii w rymowane strofy zamieniam. Póki co starcza mi baterii na - ciut frywolne skojarzenia.   Niezwykły jest nasz polski język, cudownie giętki i plastyczny; czasem jak pęk syczących węży, a też, jak skargi harf – liryczny.   Tyle zwrotek już napisano, a ile jeszcze pustych kartek, więc jutro rano, kiedy wstanę, dzień zacznę od eviva larte.   Może te moje rymy koślawe, nie tak gładkie jak rymy innych, wiedz – cała frajda w tej zabawie, że one takie być powinny!

Nihil novi sub sole

  Motto - ,,nihil novi sub sole” stare jest jak nasz stary świat. Wtrącić trzy grosze swe pozwolę, nie zadrży przez to nasz ziemski ład.   Dlaczego człeka nadal dziwi, że świat wciąż jest taki, jaki jest – okrutny i niesprawiedliwy - mimo, że on jest the very best.   Ten sam człek światem się zachwyca, że taki piękny i wspaniały; w Krakowie – pomnik Mickiewicza, w Szczecinie zaś – Chrobrego Wały!   A zagranica – obce kraje! Tu nawet o czym nie ma gadać: Sfinksy, Niagary i seraje. Kawior   codziennie można jadać!   Ludzie od zawsze narzekali i nie przestaną tego czynić, tak jak się nie przestaną chwalić i innych za swe grzechy winić.   Silniejszy zawsze więcej może, słabszy się musi dostosować, i czyś ty ,,kura” jest, czy ,,orzeł” – komuś, tam wyżej, masz czapkować.   Nigdy nie braknie malkontentów, krnąbrnych do karków przyginania, choć kiedyś zniknie mankament ów - że wciąż mam coś do przekazania. (nadmienić pragnę)