Posty

Wyświetlanie postów z 2023

,,Tu każdy kwiatek"

                           ,,Tu każdy kwiatek”       Wiersze można pisać o wszystkim co się na pióra grot nawinie. I o zielonym czterolistnym, i o szemraniu w Szczebrzeszynie.   O bohaterach coś napisać. Tylko skąd dziś brać tych herosów? Nie ma już Klossa, ni Małysza, kogo zaprzęgnąć do etosu?   Można z patosem i dostojnie, aż na cokołach spiż zajęczy, albo swobodnie, wręcz frywolnie tęskniących pań serduszka miękczyć.   Zośka tu nigdy już nie wróci, tam, na obczyźnie – wyszła za mąż. Bard żaden jej nie zbałamuci. Bo Sofie jest dziś wielką damą.

Polskie zachody

  Pewnie, że są piękniejsze. Bo są. Hen – na archipelagach rajskich, gdzie niebo nie bywa skute mgłą, a słońce nie przywdziewa maski.   Gdzie każdy z nich jest jak z obrazka – nieskazitelnie wyjątkowy. Z zachwytu można tylko mlaskać; on w pięknie swym aż groteskowy.   Bo ten obrazek się nie zmieni przez trzysta sześćdziesiąt w roku dni – tam nie ma zimy, ni jesieni; jak landszaft na nieboskłonie tkwi.   U nas, proszę: pełna oferta! Zachody niczym z katalogu, zadowolą i malkontenta, i tego co chce żyć ubogo.   Te zimowe jak białe kruki, podarki od Królowej Śniegu, lodowej ery praprawnuki - od Rzeszowa do Kołobrzegu.   Te jesienne, kolorowe: w żółciach, brązie i czerwieni. Również te listopadowe – ten najsmutniejszy akt jesieni.   Te letnie są najcudowniejsze! Przesycone dobrocią świata, raju owoce najsmaczniejsze – idealna kurtyna lata.        

Panie Stachura

  Jeśli ona taka prosta – to wszystkiego najlepszego! Ja już nie chcę żadnych rozstań,   raczej wolę coś swojskiego.   Ja nie wyjdę na przestworza, nie napiszę super wiersza, lecz wyjść mogę na bezdroża by posłuchać nocą świerszcza.   Nie zamienię nocy smutnej w żaden nowy dzionek jasny, to byłoby zbyt okrutne – budzić ludzi po dwunastej.   Nie tam – w Meksyku, w Monterrey chcę z wykrzywiona gębą trwać, tu w kochanej Ornecie mej wolę w teatrach obu grać.   Spokój tu i dobrze mi z tym. Potrafię też być cierpliwy. Może i ja zobaczę dym Twej Białej Lokomotywy.

Łapu-capu

  Tak łatwo jest oceniać innych, sam to, niestety, często czynię, dzielę na winnych i niewinnych: trzask-prask i mam już swą opinię.   Wewnętrzny prokurator – sędzia, chyba każdy z nas go w sobie ma. Tobie też czasem język swędział, by swój wyrok wydać w trymiga?   Warto dać sobie na wstrzymanie, ugryźć się w ten swędzący język, bo błyskawiczne ocenianie absmaku raczej nie oszczędzi.   Potem zostajesz z tą obstrukcją, niestety; tak to w życiu bywa – ani to cofnąć, ani upchnąć. Przydałaby się lewatywa

W czas upałów

                               W czas upałów     Gdzie w czas upałów jest przyjemnie? Wylot Warmińskiej, za cmentarzem. Żaden to cymes, wprost – przyziemnie, lecz gdy spiekota – o tym marzę.   Można przycupnąć na poboczu, świerki kojący cień rzucają, życie powolny krąg swój toczy, czasem ludkowie przejeżdżają.   Lecz tu nie zawsze było cicho, zwłaszcza w wojennej zawierusze. Po trzech cmentarzach krąży licho nękając potępione dusze.   Tam po prawej, gdzie obłąkani szans nie mieli starości dożyć, w wieżę kościoła Junkers przywalił – czterech fryców poszło do Bozi.   A po lewej – obóz jeniecki – chłopcy lotnisko budowali. Nie dożyli glorii sowieckiej; gdzieś po lasach ich pochowali.   Tędy też szli, ci co przegrali, w ucieczce donikąd, bezładnej. O cud swego Boga błagali, czy próśb ich wysłuchał? Nieważne.   A z tyłu – rów przeciwczołgowy, wraz z młodzieżą i staruszkami wykopały niemieckie wdowy, by Wormditt chronić

Apel

  Tyleśmy tego napisali, któż to i kiedy będzie czytał? Ale to chyba trzeba chwalić, że twórczość w narodzie rozkwita.   Że chce się łepetyną ruszyć, coś tam nabazgrać, czasem z sensem. Rozbawić kogoś, albo wzruszyć, lub dla efektu – rzucić mięsem.   Było ,,Kobiety na traktory!” i ,,Nie matura, lecz chęć szczera…”, więc nie wzbraniajmy amatorom w warsztacie literackim gmerać.   To przecież da się wykorzystać! Miast się nawzajem jadem brukać – pióro do ręki – pisać, pisać! Powieści tworzyć, rymów szukać!   A jak już wszystkich zachęcimy: szwagra, stryjenkę, żonkę, brata. Polska – z zachwytem obwieścimy – potęgą literacką Świata!      

Cierpliwości

                                    Cierpliwości     Tyle słów, tyle hejtu, szumu – jak w tym wszystkim nie zwariować? Nie słyszę już własnego rozumu, jak resztki rozsądku zachować?   Białe i czarne być przestały – przybrały odmiany szarości. Dziś nawet one spopielały – cuchnąca papka wszędzie gości.   Obłuda, niczym mgła z moczarów do karmanioli nas zaprasza, pcha się pod kołdrę i do sterów cieniem krzyża i ojczenasza.   Jak się to stało? – zewsząd słyszę; Ideologia, psia jego mać! Wypełźli z norek ,,towarzysze”: - Teraz my będziem wiecznie trwać!   Pycha zbyt pewnie przodem kroczy, za nią smrodliwe ,,plaść”! – pęcznieje i spełni się nasz sen proroczy, to kwestia czasu, nie czcze nadzieje.      

Gorzka czekolada

           Gorzka czekolada   Do Polski chcieli, przywieźli ich tu. Towarowymi wagonami. To nie była ojczyzna ze snu – ta z germańskimi napisami.   Znowu ich możni oszukali, kolejna igraszka historii – w jedną stronę bilet dostali. Nihil novi – podług teorii.   Zostały tam ich korzenie: tradycje, domy, groby bliskich. Otrzymali na pocieszenie: czyjąś pościel, meble i miski.   Tych, co tu byli – przepędzili, ,,jak wszyscy, to wszyscy – babcia też!” Niechaj się cieszą, że przeżyli! Bo oni naszych – sam dobrze wiesz.                            *   To podwaliny Nowej Warmii,   z tym przyszło im tworzyć ojczyznę. Weź tu człowieku to ogarnij – nowy ziemski raj z socjalizmem.   Cóż mieli robić – żyć jakoś trza. Samo się przecież nic nie zrobi. Życie się jakoś do przodu pcha, na cmentarzu przybywa mogił. Nam, tu zrodzonym, łatwiej było chociaż nas też oszukiwali. W tej kwestii nic się nie zmieniło – nadal ktoś kogoś w rogi

Influencerka

                     Influencerka   Kiń ten moralizatorski ton, nie łudź się, żeś rozsądku tubą. Chciałabyś brzmieć jak spiżowy dzwon, a tyś tylko marną podróbą.   Papka, ładne, okrągłe słowa –   to twój warsztat, twoje zasoby. Wiesz jak nimi manipulować, chyba tylko to umiesz robić.   Demagogia i popelina – tak, na ten towar jest zawsze zbyt. Wystarczy trochę ponaginać i będzie dobrze, bo będzie git!   Tani poklask, kliknięcia, lajki – wierna naiwnych kamaryla; puszysz się jak królewna z bajki,   jak fałszywy w pierścionku brylant.   A wiara łyka, jak pelikan – niewyszukana klientela; jest sensacja – to jest publika. Z tego przecież nie będą strzelać.

Ten najważniejszy

  Ten, co podobno wszystko może. Jednak przenigdy nic nie robi. Chociaż … Piszą w jednym utworze, że coś tam wskórał… Mojżeszowi.   Podobno pomógł swym Jewrejom i przechytrzyli prześladowców, a po dnie Morza Czerwonego mogli przejść śmiało bez gumowców.   Że jakąś kaszę po przepiórkach słał w formie zrzutów na pustyni, gdy lat czterdzieści po pagórkach błąkał się biedak ze swoimi.   A że to było, Moi Drodzy, heh, hen – za siedmioma górami, gdzie prawda rzadko kiedy chodzi, jak było? – Wy oceńcie sami.   A pośredników sobie ,,wybrał”… Buta, rozpusta i swawola. Wyrozumiały to pryncypał… A może, to ta… wolna wola?   Ktoś powie: - Hola, hola, gościu, mnie wyciągnął z niebezpieczeństwa! Odpowiem tedy jak najprościej: - Rachunek prawdopodobieństwa.

Sprzeczność pozoran

  Mowa źródłem nieporozumień – tak stwierdził przyjaciel – lis (czy pies). Czegoś tu chyba nie rozumiem; wszak wszyscy wiedzą, że srebrem jest.   Znowu paradoks do rozkminy – a ja to lubię, Ty o tym wiesz. Więc może się zastanowimy – może ta sprzeczność pozorna jest?   Mowa – gadanie, czy rozmowa? Mnie raczej z trawą się kojarzy, lecz można tak i można owak; można tokować, albo gwarzyć.   Z gadania – nic konstruktywnego, niejeden o tym się przekonał. Rozmowa – całkiem co innego, lecz – umiejętnie prowadzona.   Nie musisz mówić tego, co wiesz, bo może to być źródło owo, lecz warto wiedzieć, co mówić chcesz by zabrzęczało kolorowo.

Echże, ta moja pisanina...

  Echże, ty moja pisanino! Jak późna wiosna się zjawiłaś, jak nieproszony gość, skądinąd trochę fermentu narobiłaś.   Pióro naostrzyć trzeba było, raptularz rychło narychtować – byle ochoty wystarczyło by ciut zwariować i … rymować!   Zmęczony, smutny, wręcz – ubogi, rozzuchwalony twą podnietą wpuściłem ciebie w moje progi. I tak zostałem wierszokletą.   Dobrze nam razem, jak dotychczas. Wygodnie się rozkokosiłaś; nieokiełznana i porywcza moją dojrzałość odmłodziłaś.   Zatrzymać chciałbym cię na zawsze i w dupie mam, czy to egoizm. Sprawiasz, że wszystko jest jaskrawsze a ja wiem czym słowny hedonizm.   Komu dziękować za nagrodę? Czym sobie na to zasłużyłem? Życie traktuję jak przygodę. Ja tak naprawdę tylko… byłem.

Szeptucha

  Szeptucha     Moja dobrodziejka – szepucha, babka od zawiłych boleści. Nie wierzysz, to nie musisz słuchać, gdy zabobonem Ci szeleści.   Gdzie Tafta – jezioro pogańskie wśród lasów odwiecznych się kryje, na małej polance bezpańskiej chałupka jej prawie już gnije.                                                   *   Miałem przypadłość osobliwą – nadmiar trunków – nie od obżarstwa. Do wyleczenia niemożliwą i nie znał nikt na nią lekarstwa.   Ilem gorzały musiał wychlać i innych, równie podłych trunków, zanim znajomy mój – milicjant – nie wskazał mi drogi ratunku.   - Jedź do szepyuchy – rzekł – kolego. Starucha jest skuteczna, miła, mnie – już na straty spisanego ze skurwysyństwa wyleczyła.     - Jak ja tam trafię? Mój ty Boże – przeląkłem się, coś we mnie pękło. - Nie łam się, ja cię tam zawiozę! I zawiózł mnie tam swą WFM-ką.   W niekiepski kosmos odleciałem – ja, com miał cuda za androny; ciało i duszę swą

Życia obserwator

  Nie – nie byłem nawigatorem, reżyserem też być nie chciałem. Byłem życia obserwatorem i do dzisiaj nim pozostałem.   Czy wierzę w przeznaczenie? Nie wiem. Biorę od życia to, co daje. Raz bywa gorzej, a raz lepiej – na stanowisku pozostaję.   Cenię te moje obserwacje, nie lekceważę, nie marnuję – przyjmuję jak gratyfikację i często je wykorzystuję.   Skupiam się na tym, na co mam wpływ. Czy tego wiele? Mnie wystarcza. Mnie nie potrzebny jest żaden zryw – po co balastem się obarczać.   Na kasę pazerny nie jestem, sukcesów innym nie zazdroszczę. Pomagam: czynem, słowem, gestem i przez to me życie jest prostsze.   Odpuściłem sobie kontrolę, kreować go się nie starałem, pomimo tego, nolens volens – koneserem życia zostałem.

Ewentualna alternatywa

  Planujesz życie swe ułożyć,   chcesz znać dokładnie rozkład jazdy, scenariusz precyzyjny stworzyć w blasku jasno świecącej gwiazdy.   Bo to Twoja gwiazda szczęśliwa i czemu miałoby tak nie być? Przecież często tak w życiu bywa, że można je spokojnie przeżyć.   Więc lepiej nie mów o tym Temu z poczuciem humoru dziwacznym, bo może zrobić po swojemu i z bombonierki cuchnąć zacznie.   Ale, jeśli nawet – nie pękaj! Zagraj choćby swą trefną kartą. Kiedyś minie Twoja udręka, przekonasz się, że było warto.   Nie rezygnuj i idź po swoje, chyba, że wolisz bezczynnie trwać. Wyważ swego życia podwoje! Nie musisz kornie przed nimi stać.

Mój ty kraju

  Kraju mój, kraju szary, kraju krzyży i wiary. Wiary mądrej i … ślepej. Wiary, że będzie lepiej. Gdzie historię się szarga, na świętości się targa. Gdzie patriotyzm pomięty, gdzie szwindle i przekręty. Gdzie słowa nic nie znaczą – istnieć dają krzykaczom. Gdzie oszust pyta dumnie: - Czego pan nie rozumie? Tu pasterze bezkarni, niczym wilcy w owczarni. Gdzie ciżba na kolanach kwili gromko: - Hosanna! Tu zło się z dobrem miesza, na postronnych psy wiesza. Tu   złodziej – nie złodziejem, lecz istnym dobrodziejem! Kraju mój – biedny kraju, skąd daleko do raju, kraju poharatany, ale… nadal kochany!    

Bądź gotowy dziś do drogi

  Jeśli się z sobą nie dogadasz, to wątpliwości Cię rozłożą i już się nigdy nie poskładasz, ni z ludzką, ni z pomocą bożą.   Jeżeli siebie nie polubisz to przyszłość Twa wygląda marnie; jak ciotka w Czechach się zagubisz kiedy samotność Cię ogarnie.   Na pewno śmieszne to nie będzie, warto się na to przygotować; dopadnie Cię gdziekolwiek – wszędzie. I nie da się zdezerterować.   Jest taka furtka przyjacielu, przez którą każdy odchodzi sam. Możesz zapomnieć o portfelu – on nie potrzebny już Tobie tam.   Bo kiedy odejść będzie trzeba - Ty sam to musisz wziąć na klatę, bo czwórkami prosto do nieba, to tylko ci na Westerplatte.    

Hultaj

  Ja do was jakoś nie pasuję, intruzem jestem między wami. Dobrze to wiem i sam to czuję szczuty waszymi spojrzeniami.   Wrogości do was nie odczuwam, wiem, że wszyscy ludzie są braćmi. Skąd zatem u ciebie ta duma? Dlaczego wzrok odwracasz - zdradź mi.   Wiem. Ład w twoim świecie zakłócam. Tylko – czemu ma to być twój ład? Ja ci swojego nie narzucam, a to podobno nasz wspólny świat.   Mówią, żem leń, żem niebieski ptak, że to mój wizerunek psuje. Mój wizerunek zły? Niby jak? Czy znasz ptaka, który pracuje?   Łazior mówią, ladaco, pijak. Ciebie moja postawa złości. Mimo, że nam po drodze nijak mniemam, że trochę mi zazdrościsz.    

Jeszcze o przeszłości

  Mówią jest tylko tu i teraz. Nie ma – teraz. To już minęło. I nie ma sensu się upierać, że coś dopiero się zaczęło.   Mówią też - dziś tworzymy przyszłość! To przecież nonsens, niedorzeczność;   co Ci w umyśle teraz błysło, to tak naprawdę, to już przeszłość.   Miał rację C.K. Norwid – to dziś. I jutro – to też będzie przeszłość. Choć dobrze, że to nas obchodzi, bo trwa coś, mimo, że odeszło.   Tak więc – tylko przeszłość tworzymy; to to, co i w nas pozostanie. A jeszcze innym zostawimy to ,,nasze małe budowanie”.   Przyszłości nie da się budować, można budować tylko przeszłość, bo to, co chcesz realizować to już się stało, już okrzepło.   Przeszłość jest weryfikowalna, bo to się stało, było, działo – coś, co identyfikowalne i namacalne. Pozostało.   To teraźniejszość utrwalana, którą przyszłości tworzą wizje - w pamięci zaszufladkowana – utopię warzy, czy finezję?