Posty

Wyświetlanie postów z 2020

,,Życie nie jest szkołą dobrych manier. Każdy mówi tak, jak potrafi” Jaroslav Haśek

 Mieczysław Łuksza              Mowa ludzka to jeden z podstawowych filarów naszego rozwoju. Mam na myśli mowę artykułowaną, nie mowę ciała, która można by rzec jest jej ,,starszą siostrą”. Do przetrwania gatunków, ich rozwoju, mowa artykułowana wcale nie jest potrzebna. Mam na myśli przedstawicieli fauny, bo na temat ,,mowy” roślin – prawie nic nie wiemy, choć logika podpowiada, że przedstawiciele flory również w jakiś sposób muszą się ze sobą komunikować. Są gatunki, które wcale nie wydają dźwięków, a trwają na naszej poczciwej planecie zdecydowania dłużej niż homo sapiens. Są też takie, które porozumiewają się między sobą przy pomocy prostych, monosylabowych dźwięków, którym daleko do kwiecistej retoryki, a w walce o swoje miejsce na ziemi radzą sobie nie gorzej niż ten, któremu się wydaje, że jest na samej górze drabiny ewolucji.           Jak tylko człowiek uświadomił sobie, że potrafi wydawać dźwięki, zaczął doskonalić tę umiejętność. Szło to w parze ze zdobywaniem umiej

PATRIOTYZM LOKALNY

              Mieczysław Łuksza                                                                                            Patriotyzm lokalny.            Wg Wikipedii ,,także: mała ojczyzna, prywatna ojczyzna – kategoria psychofizyczna i społeczno-kulturowa; pewien obszar związany z przestrzenią i ziemią, wraz z towarzyszącymi mu odniesieniami ludzkimi, takimi jak postawy, znaczenia, emocje, wartości, a także część miejscowej historii i tradycji, jak również kulturowego dziedzictwa grup społecznych”.    Definicje mają jednak w sobie coś niestrawnego, coś co zgrzyta, chrzęści, jak piasek w dobrze naoliwionym mechanizmie.   I jeszcze: ,,mała ojczyzna jest rzeczą prywatną,  subiektywną  i odbieraną indywidualnie. Jednostka ma wobec niej stosunek osobisty i bezpośredni. Jest strukturą o charakterze relacyjnym i sytuuje się pomiędzy człowiekiem i jego światem, między kulturą i naturą, historią i tradycją, zwyczajem i obyczajem, jak również pomiędzy rodziną, a państwem. Łącz

Mieczysław Łuksza PATRIOTYZM - DYLEMATY DYLETANTA

                                                                                                     Patriotyzm – ,,postawa szacunku, umiłowania i oddania własnej ojczyźnie oraz chęci ponoszenia za nią ofiar i gotowości do jej obrony. Charakteryzuje się przedkładaniem celów ważnych dla ojczyzny nad osobiste”. Tyle Wikipedia. Ładne, okrągłe słówka. Według encyklopedii PWN ,,[łac<gr.] W znaczeniu ogólnym wszelkie umiłowanie ojczyzny jako miejsca swojego pochodzenia i/lub zamieszkania”. Tyż piknie.   ,,Często, choć nie we wszystkich językach i ideologiach patriotyzm jest przeciwstawny nacjonalizmowi, jako tylko takie przywiązanie do ojczyzny i tylko taka solidarność, którym nie towarzyszy wrogość do innych narodów i chęć ich poniżenia”. Według PWN nacjonalizm – (z łac. natio ,,naród”)   ,,Przekonanie, że naród jest najważniejszą formą uspołecznienia, a tożsamość narodowa najważniejszym składnikiem tożsamości jednostki, połączone z nakazem przedkładania solidarności narodowej

Reminiscencje

                                                 Aromatyczne reminiscencje       ,,Wysusza humory zimne, usuwa wiatry, wzmacnia wątrobę, jest wybornym lekarstwem na puchlinę wodną i świerzb, odświeża serce, uśmierza bóle żołądka. Jej napar zaleca się na przekrwienie oczu, szum w uszach, katar, przeziębienie, czy fluksy z nosa” - tak Umberto Eco w ,,Wyspie dnia poprzedniego” zachwala jej zalety z perspektywy XVII - wiecznych wywodów naukowych.     Dziś - coś niecoś o jednej z moich najstarszych pasji – o kawie. Temat to bezpieczny, nie to co polityka, czy też ... religia. O kawie można mówić wiele, a i tak tematu się nie wyczerpie. Mimo, że towrzyszy nam od tysięcy lat, to jej historia ma wciąż nowe odsłony i kto wie, czego to jeszcze ludzie z kawą, jako bohaterem nie wymyślą.    Moja z nią znajomość zaczęła się gdy miałem lat 12   - pierwsza wypita kawa. Pamiętam to ze szczegółami, pamięcią charakterystyczną dla starzejących się ramoli, choć nie tylko. To wtedy w 1969 roku

BONUS

 Mieczysław Łuksza      Niechaj i mnie będzie wolno podzielić się z Wami moim szczęściem. Być może opowieść moja doda komuś otuchy i pozwoli uwierzyć, że nawet najkoszmarniejsza passa kiedyś się kończy. Ktoś powiedział, że ,,wystarczy nie kraść”. Ja uważam, że wystarczy wierzyć.     Jeśli uważasz, że baśnie, lub jak mawiają sceptycy i eurosceptycy – bajki – to opowieści dla grzecznych, bądź też niegrzecznych dzieci, to zaniechaj bracie czytania, włącz sobie telewizor i raduj zmysły swoje!     Jeśli zaś – wierzysz w mądrości ludowe, pradawne przekazy, rzeczy nadprzyrodzone – poświęć chwil kilka i poczytaj. Wydarzyło się to dawno, dawno temu, ale nie za siedmioma górami, ani siedmioma lasami, tylko tu – u nas. Byłem młody, silny i … rozgoryczony. Rozgoryczony siermiężną rzeczywistością PRL-u. Trudno nie popaść w depresję, gdy na sklepowych półkach hegemonię wiedzie ocet. I chyba… musztarda. Choć głowy za to nie dam.     Ale się nie poddawałem – wszelkimi dostępnymi możliwościami st

Uśmiech losu. Szyderczy

    Mieczysław Łuksza                                                                                  Dom na Mazurach nabyłem przez przypadek. Podczas spotkania po latach kumpel z lat młodzieńczych napomknął, że ma już dość życia na zadupiu i najchętniej przeniósłby się na stare lata do miasta. Byliśmy po dobrej wódce, więc ja mu na to, że chęcią się z nim zamienię, bo ja z kolei mam już dość życia w wielkim mieście i na stare lata chętnie przeniósłbym się gdzieś na ubocze życia, gdzie czas płynie wolniej i śpiew ptaków słychać.   Gdy kilka dni po spotkaniu zadzwonił do mnie, by dogadać szczegóły transakcji nie bardzo umiałem wycofać się z obietnicy i po krótkich, owocnych targach stałem się właścicielem stylowego domu nad jeziorem, tuż przy starym sosnowym lesie.     Chyba dobrze się stało, bo zwolniłem tempo życia, nigdzie nie musiałem się spieszyć i przede wszystkim … miałem więcej czasu na to, co w życiu lubię robić najbardziej – na pisanie. Właściwie to t

Miejscówka.

                                                     Mieczysław Łuksza                                                                         Miejscówka.        O tej miejscówce słyszałem od kolegów wędkarzy wiele dobrego. Opowiadali o trzykilowych linach, o pękających niczym włos przyponach z osiemnastki, o połamanych przez rybie kolosy wędkach. Życie jakoś tak układało mi preliminarze, że wiele razy tam się wybierałem, ale dotychczas tam nie dotarłem. A to w ostatniej chwili gdy już się tam jechałem - zadzwonili mi z firmy, że jak się tam natychmiast nie zjawię, to firma zniknie z mapy gospodarczej. A to autko, którym mieliśmy tam jechać nagle, choć nie stare – czternastoletnie (i do tego niemieckie) – odmówiło współpracy. A to …. Mógłbym tak długo wymieniać, ale w końcu to nie o to chodzi, nie?     Każda zła passa raczej później, niż prędzej ma swój kres. Tak też było i tą razą. W końcu pewnego pięknego popołudnia sierpniowego usiadłem z wędką nad moją długo wycze

Moje limeryki

Mieczysław Łuksza Pewien pleban, rodem spod Turka Miał dwa pieski, oraz kocurka. I celibat dalej by wiódł, Ale zdarzył się pewien cud. Bo do stadka doszła mu córka. W okolicach miasta Orneta Żyła kiedyś pewna kobieta. I spokojnie dalej by żyła, Lecz sąsiadka u niej odkryła Przyrodzenie jak u faceta. W ,,Perle Warmii” – mieście Orneta Byt próżniaczy wiódł pewien poeta. I choć wieszczył: ,,Eviva larte” Wszystko to było gówno warte. Musiał jeść - podjąć musiał etat.