Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2023

Kawa po warmińsku

  Bo picie kawy przyjacielu wędzidłem może być, lub taktem. Lekceważone przez tak wielu dawno przestało być spektaklem.   A szkoda! Bo niewiele trzeba, by miast kawy ,,po barbarzyńsku” skosztować odrobiny nieba – napić się kawy ,,po warmińsku”.   Do tego celu jest niezbędny jakiś zakątek Warmii – zacny; swe preferencje tu uwzględnij – od ulubionych miejsc swych zacznij.   Jak już wybierzesz to właściwe, zaproś na kawę kogo lubisz, bo jak to ma być osobliwe – musisz być wśród życzliwych ludzi.   Kawa nie może być poślednia i koniecznie – świeżo zmielona, a tego nie możesz zaniedbać; bez młynka – impreza chybiona.   Zaparzyć możesz degustare , ja – po turecku preferuję, bo mojej kawy łyków parę ,,niebiątko” w gębie gwarantuje.   Żadne tam kubki, ani szklanki – będą żałosnym substytutem – porcelanowe filiżanki jedynym godnym atrybutem.   Jak już raz tej kawy spróbujesz, to zawsze będziesz o niej marzył i nigdy z nie

Docenił

  Zjawił się znikąd i tak rzecze: - Nie wierzysz. Twoja sprawa, ale! Od lat się błąkasz po mym świecie, nie ,,umkło” mi twych kilka zalet.   Po pierwsze: poczucie humoru (nie cierpię chronicznie smutasów), choć nie popieram twych wyborów, raczej nie zmarnowałeś czasu.   Pomogłeś bardzo wielu ludziom, wskazując im właściwą drogę. Może niech inni się potrudzą, a ty. Dla ciebie mam nagrodę.   Wybierz sobie jakieś wspomnienie, coś, co doszczętnie przetrawił czas. A ja je w ,,real” ci zamienię; będziesz mógł przeżyć to jeszcze raz.   Sędziwy starzec, broda siwa, kapota jak z rekwizytorni; kogóż to on mi przypomina? Azali – niebiański dostojnik?   Cóż z tego, że tu jest Kobierzyn? Cuda się mogą zdarzać wszędzie. Wierzyć mu, albo też – nie wierzyć? E…   chyba jednak lepiej będzie…   Prawda urazić nie powinna najzacniejszego majestatu, wszak opcja to prostolinijna;   wygarniam niczym z automatu:   - Fajnie, że czas masz na g

Fragment mojej najnowszej powieści. Nie dla ,,grzecznych dzieci"

      - Patrzcie – łabędź! – przerwał moje rozmyślania Wojtek, najmłodszy z brygady wskazując ręką kierunek. Łabędź zimą?   No – nie chce być inaczej. Jakieś siedemdziesiąt metrów od brzegu, bardziej w stronę Tolkmicka na lodzie siedziało stare ,,brzydkie kaczątko”. Ki czort?       - Chłopaki – zawołał ochoczo Łympa – mamy pieczyste! Zrobiło się poruszenie.     - To idź i je przynieś – zaproponował Koniokrad. I zaryczał jakby usłyszał zabawny dowcip – Cha, cha, cha.       - A żebyś wiedział, że pójdę. Tylko coś chlapnę na rozgrzewkę. Chłopcy nie czekali aż ognisko porządnie się rozpali. Znali lepsze sposoby, by szybko się rozgrzać. Chwała im za to. Kiedy każdy z nas opróżnił swoją działkę temat łabędzia powrócił.       - To kto idzie ze mną? – zapytał Łempa. Wszyscy spojrzeli na niego. Przez krótką chwilę trwało dość kłopotliwe milczenie. Przerwał je Zadyma:     - Ty naprawdę chcesz tego łabędzia upiec? – zapytał z niekłamanym zdziwieniem.       - Oczywiście, czemu

Taftowo

  Sierpień. Sześćdziesiąty dziewiąty. Letni, ciepły, poranek mglisty. Bardzo wcześnie – ledwie po piątej; silnik umilkł. Dojechaliśmy?   Trema zżera me lat dwanaście, lecz pierwsze skrzypce ciekawość gra, reszta lęku jak świeczka gaśnie. Plandeka ,,Żuka” w górę: voila !   Nie, tego się nie zapomina, choć minęło pół wieku, ponad – naturalna amfetamina, ona w cuglach wszystkich pokona.   Powietrze. Coś w powietrzu było; jakaś tajemna nuta dzika, coś przywoływało, wabiło, robiło ze mnie niewolnika.   Gdy jeziora taflę ujrzałem, to mi anioł siadł na ramiona. Po chwili się zorientowałem, że to nie jest anioł, lecz ona:   Topielica Stróż – wodna wróżka, pogańska jeziorna dziewoja. Jak wryty stałem na swych nóżkach: już byłem jej, a ona moja…   I tak na zawsze już zostało, nadal czaruje i przyciąga. Ja wciąż niesyty, ciągle mało, a w zamian niczego nie żąda.   Pokorna, cicha i cierpliwa, w toni jeziora oczekuje i coraz