Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2020

,,STACJA WORMDITT'' ROZDZIAŁ V KANIKUŁA

5                                              KANIKUŁA      Moje pierwsze wakacje – wyjazd z rodzicami na Wileńszczyznę, do Rosji (tak się wtedy mówiło). Czas, kiedy w mojej percepcji pojawiły się i zagościły na dobre zapachy (aromaty, smrody i wszelkie inne wonie). Wszystko, co pamiętałem do tej pory pozbawione było wrażeń węchowych. Nawet mój najwspanialszy dzień spędzony z Cyganami na podorneckich łąkach nie był nimi wzbogacony.    Dopiero z perspektywy czasu mogę ocenić jakie to ważne, bo dziś te zapachy,  zakodowane głęboko w mojej psychice są jak suszone grzyby – pachną bardziej niż świeże.   Podróż koleją. Nie jakaś tam przejażdżka z punktu A do punktu B. Prawdziwa podróż pociągiem: z przesiadkami, gonieniem z walizami z peronu na peron, pod presją nieubłagalnie mknącego czasu,  z niekończącym się oczekiwaniem na odjazd pociągu, z noclegiem w wagonie, z  jajkami na twardo – standardowym posiłkiem podróżnych. Para buchająca z parowozów, uzupełnianie wody z

,,STACJA WORMDITT'' ROZDZIAŁ IV I a

4    I a      Pamiętam dobrze swój pierwszy dzień w szkole i naszą wychowawczynię – śliczną Danutę Antoszewską, szczupłą, wysoką, czarnowłosą. Wszyscy byliśmy dumni z ,,naszej pani”. Pamiętam też piosenkę, której nas nauczyła na pierwszej lekcji. O leniuchu, który ,,sądził inaczej, a potem głodny, głośno płakał, gdy ktoś inny kołacz jadł”. Po niej były następne, klasa nasza była rozśpiewana, co było niewątpliwą zasługą ,,naszej pani”.   Byłem dzieckiem mizernego wzrostu i lichej postury, jednym z najniższych w klasie, ale jakoś musiałem sobie z tym radzić. Do szkoły miałem blisko, dosłownie ,,o rzut mokrym beretem”, gdyż  w sąsiedztwie,  przy ulicy Warmińskiej wspólnym  radosnym trudem socjalistycznych architektów, inżynierów i klasy robotniczej wybudowano  nową szkołę  podstawową. Namacalny  efekt  programu: ,,Tysiąc szkół na tysiąclecie państwa polskiego”. Była nowoczesna, bardzo dobrze wyposażona,  z personelem o jakim dzisiejsze pokolenia uczniaków mogą sobie tylko pomarzy
   Przyznam szczerze, że trochę inaczej sobie wyobrażałem funkcjonowanie bloga, ale wiem też w jakim społeczeństwie przyszło mi ( i Wam ) żyć. Mogłem oczekiwać ( i oczekiwałem ), że od czasu do czasu ktoś mniej leniwy pokusi się o napisanie kilku słów, żebym nie czuł się taki samotny. Nie oczekuję peanów, ni serwilistycznych ochów i achów, ale jakikolwiek komentarz byłby mile widziany.    Mimo wszystko wierzę, że coś tu w końcu zacznie się dziać. Blog ten powstał dla ORNETY - jej mieszkańców, (byłych i obecnych) i jej miłośników, którzy nigdy tu nie mieszkali, ale darzą ją uczuciami na jakie z racji swojej wyjątkowości zasługuje.Są tacy, możecie mi wierzyć.    Ciekawiej by się zrobiło, gdybyście zechcieli podzielić się swoimi wspomnieniami związanymi z naszym miastem. Wszak to miasto naszego dzieciństwa i naszej młodości. Nie wierzę, że nikt z Was takiej potrzeby nie ma. Trzeba tylko się zmobilizować i poklikać paluszkami w klawisze klawiatury. Zachęcam !

,,STACJA WORMDITT'' ROZDZIAŁ III TERAZ JA

3                                           TERAZ  JA      Kiedy się urodziłem, a było to w 1957 roku Warmia była już bardzo polska, a Polska Rzeczpospolita Ludowa była państwem osadzonym mocno w solidnych realiach socjalistycznej wspólnoty. Rozwijał się przemysł, kwitło rolnictwo, współpraca z bratnim Związkiem Radzieckim była wielkim zaszczytem, ale też  przynosiła wiele (wątpliwych) korzyści.   W Warszawie dumnie przebijał niższe partie chmur Pałac Kultury i Nauki nazwany imieniem Józefa Stalina  (ojca całej socjalistycznej rodziny)  -  dar bratniego narodu radzieckiego zbudowany z materiałów przywiezionych zza Uralu. Co do kamyczka.   Radzieckie technologie pomagały w radosnym trudzie wydzierać ziemi bogactwa naturalne, które później z wdzięcznością wysyłaliśmy wagonami mknącymi szerokimi torami w stronę wschodzącego słońca.  Nasze skolektywizowane rolnictwo  produkowało coraz więcej zboża, okopowych, owoców, mięsa. Z radością i dumą ładowaliśmy te płody na wagony,

,,STACJA WORMDITT" ROZDZIAŁ II TO WCALE NIE BYŁO ZABAWNE

2                           TO WCALE NIE BYŁO ZABAWNE      Wincek z zainteresowaniem przysłuchiwał się rozmowie starszych wylegując się na  ciepłym piecu. Rodzeństwo już spało, on nie.  Rzadko się zdarzało, by wszyscy bracia ojca i szwagrowie spotykali się  tyle razy, by rozmawiać na jeden i ten sam temat – jechać, czy nie jechać ?  Tak było od kilku tygodni. Nie tylko oni byli tym zainteresowani, problem dotyczył wszystkich w Dukojniach. Kobiety między sobą również tylko o tym rozmawiały. No bo jak to tak – zostawić wszystko i wyjechać w nieznane, na poniewierkę.      - Ja tam zdania nie zmienię, wy róbcie jak chcecie !  – głos ojca, najstarszego z braci brzmiał dobitnie i stanowczo.      - Piotrze, zrobisz jak będziesz chciał, ale pamiętaj, że zostaniesz tu sam jak palec. Prawie wszyscy chcą stąd wyjechać – tłumaczył najmłodszy z braci Wacław.     - A co mnie obchodzą wszyscy, niech robią sobie co chcą, ja ojcowizny nie zostawię – trwał przy swoim ojciec.   Wszyscy zn