Polskie zachody
Pewnie,
że są piękniejsze. Bo są.
Hen
– na archipelagach rajskich,
gdzie
niebo nie bywa skute mgłą,
a
słońce nie przywdziewa maski.
Gdzie
każdy z nich jest jak z obrazka –
nieskazitelnie
wyjątkowy.
Z
zachwytu można tylko mlaskać;
on w
pięknie swym aż groteskowy.
Bo
ten obrazek się nie zmieni
przez
trzysta sześćdziesiąt w roku dni –
tam
nie ma zimy, ni jesieni;
jak
landszaft na nieboskłonie tkwi.
U
nas, proszę: pełna oferta!
Zachody
niczym z katalogu,
zadowolą
i malkontenta,
i
tego co chce żyć ubogo.
Te
zimowe jak białe kruki,
podarki
od Królowej Śniegu,
lodowej
ery praprawnuki -
od
Rzeszowa do Kołobrzegu.
Te
jesienne, kolorowe:
w
żółciach, brązie i czerwieni.
Również
te listopadowe –
ten najsmutniejszy
akt jesieni.
Te
letnie są najcudowniejsze!
Przesycone
dobrocią świata,
raju
owoce najsmaczniejsze –
idealna
kurtyna lata.
Komentarze
Prześlij komentarz