Ze śmiercią za pan brat II

 

     Dlaczego tak bardzo zależy nam na życiu? Przecież tak na nie narzekamy, tak psioczymy, złorzeczymy. A jak przyjdzie co do czego – czepiamy się tego, nieraz najnędzniejszego z żywotów z taką determinacją, z taką żądzą, że trudno sobie wyobrazić coś bardziej pożądanego.  Chyba wiem - dlaczego?  Jest taka, powszechnie krążąca opinia, że w sytuacji nieuchronnie zbliżającej się śmierci mamy możność uczestniczenia w wyjątkowym ,,seansie filmowym” -przeznaczonym tylko dla jednego widza. Ponoć w jego trakcie, w bardzo przyspieszonym tempie przebiega nam przed oczami całe nasze dotychczasowe życie. Prawdopodobnie nie jesteśmy obiektywnym krytykiem tego, co obserwujemy. Wydaje mi się, że koncentrujemy się na tym, co w tym filmie jest ,,najlepsze”, czyli: przyjemne, ciekawe, bezpieczne. W tym wyjątkowym momencie życia odrzucamy wszelkie nieprzeżyte wątki, będące dotychczas tylko w sferze naszych: marzeń, kaprysów, fantazji – mierzymy nasze życie ,,własną miarką”. Co to znaczy? Ano to,  że jesteśmy w stanie docenić tylko to, czego sami doświadczyliśmy, przeżyliśmy, posmakowaliśmy. W tym momencie tylko to jest obiektywne, prawdziwe – na pewno moje. Nie ma więc znaczenia czy ,,widz” przeżył życie w zdrowiu, luksusach i beztrosce, czy w kalectwie, chorobie i nędzy (bo i takie życie jest darem). Brak punktu odniesienia wyklucza możliwość jakiegokolwiek kalkulowania.  

   Niezbadane są możliwości naszego mózgu - abstrahując od specyficznego wpływu na nasze samopoczucie: serotoniny, adrenaliny, dopaminy, endorfin, etc. kto wie co on nam funduje w rozważanej sytuacji? Jakiego dopalacza nam serwuje?  I to prawdopodobnie jest wspaniałe. Bo jeśli by nie było, to po kiego grzyba brzytwy się chwytać?Oczywiście    to tylko hipoteza. Być może za tym wszystkim kryje się zwykły, ludzki strach i lęk. Lęk przed nieznanym. Ale o tym za chwilę.

   Mówią, że życie nie jest sprawiedliwe (obojętnie co się pod pojęciem ,,sprawiedliwe” kryje). Prawdopodobnie – tak, ale dwa wyjątkowe momenty, które są do ,,naszej dyspozycji” ustawiają nas w jednym szyku – sprawiedliwie obdarowanych. Niby na różnych biegunach, a jakże sobie bliskie. Każdy dostaje to samo! Oczywiście chodzi o moment narodzin i moment śmierci. Co pomiędzy - to już kwestia: fartu, układów, przypadku etc.

   Tego pierwszego momentu nie pamiętamy, co nie znaczy, że nasz mózg nie pamięta. Od 1974r istnieje  metoda  zwana rebirthingiem (RB) – w tłumaczeniu na nasze – odrodzeniem, a polegająca (w dużym skrócie) na świadomym oddychaniu. Dawno, dawno temu, kiedy Suwałki były jeszcze miastem wojewódzkim, był to chyba rok 1990, trafiła mi się okazja by skorzystać z tej metody. Pani, która w tychże Suwałkach prowadziła taki ,,chałupniczy gabinet” miała doświadczenie w jej stosowaniu. Posiadała również stosowny, zagraniczny certyfikat potwierdzający jej umiejętności. Przy pomocy odpowiedniej metody oddychania (kontrolowała to), egzotycznej muzyki i woni kadzidełek oferowała  chętnym (za opłatą) możliwość powtórnego przeżycia narodzin. Trochę mi to trąciło myszką, a że kwota nie była zaporowa, a ja chętny do eksperymentu – skorzystałem. Nie żałuję. Było to wyjątkowe przeżycie, bardzo osobiste, trudne do opisania - zwłaszcza z perspektywy kilkudziesięciu lat. Jedną z korzyści z udziału w tym misterium jest to, że od tamtego czasu nie boję się śmierci. To tak na marginesie.  

    Wracając do wątku – rozstanie z tym najpiękniejszym ze światów, mimo że to fakt wzniosły, nieodwracalny, to dopiero preludium. Wstęp do czegoś jeszcze ważniejszego, donioślejszego. To też sprawiedliwe i dla wszystkich, którzy się już rozstali (wierzących i niewierzących). Kto z Was nie marzył, by poznać tajemnicę: co po śmierci ? Marzenie Wasze się spełnia ! Teraz już wiecie.  A nie mówili Wam: uważaj na swoje marzenia…              

    Czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy śmierć traktowali nie jako zło konieczne, a jako nagrodę w postaci wprowadzenia do grona wtajemniczonych? Co prócz naszej wyobraźni stoi nam na przeszkodzie?

 

 

 

                                                                 Mieczysław Łuksza

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

BONUS