Ornecki wątek
W związku z tym, że
blog ten powstał z myślą
o mojej kochanej Ornecie, wypada chociaż od czasu do czasu,
coś niecoś w tymże
duchu napisać.
Uwielbiam
historię, a w szczególności
historię Warmii, największym szacunkiem darząc
wątki orneckie. Szanuję
tych, którzy kiedyś tu mieszkali i stworzyli ten niepowtarzalny
klimat, architekturę i wszystko to, co we wstydliwej spuściźnie
ofiarowała nam ,,miotła historii”.
Wychowany w miejscu, gdzie bardzo wiele śladów z przeszłości
zachowało się – prawa strona
Kwiatowej, to budynki, które powstały około
1935r i do roku1945 mieszkali w nich ludzie, którzy musieli stąd
się wynieść. Nowym lokatorom, z
różnych względów, nie bardzo zależało
na zmianie anturażu, więc dostosowali się
do warunków zastanych.(Wiele czasu minie, zanim zaczną
wprowadzać jakieś
znaczące zmiany w swoich gospodarstwach. Piszę: gospodarstwach, bo ,,repatrianci” prócz domów otrzymali po kawałku
działki i pomieszczenia gospodarskie – szopy,
chlewiki, składziki, drewutnie itp.)
Buszując jako małolat
wśród tej ,,architektury” nie zastanawiałem
się, jacy ludzie tu przedtem mieszkali, taka
refleksja pojawiła się dużo,
dużo później. A jak się
pojawiła, to już pozostała.
I tkwi nadal.
Najlepiej poznałem
dom i otoczenie spod nr 16, gdzie mieszkał mój przyjaciel z dzieciństwa
Czesiek Ciechanowicz (z którym mimo moich naprawdę intensywnych prób
nie udało się po latach nawiązać
kontaktu). Przez wiele lat nikt z Kwiatowej nie wiedział,
kto tam mieszkał. Podobnie było z innymi domostwami. Prócz
niektórych mebli i sprzętów gospodarskich, po poprzednich właścicielach
nie zachowały się żadne
pamiątki. Jako ,,poszukiwacze skarbów” przeszukaliśmy
wszystkie możliwe zakamarki (łącznie
z opukiwaniem ścian, również w piwnicy) i nic nie znaleźliśmy.
Jeśli nawet coś się
zachowało, to nie miało żadnych
szans na przetrwanie – nowi gospodarze z gorliwością
niszczyli wszystko, co poniemieckie, a nie nadawało się
do praktycznego wykorzystania w gospodarstwie.
Dopiero niedawno dowiedziałem
się, że w latach 90-tych
mieszkańców domu przy ulicy Kwiatowej 16 odwiedził ktoś,
kto tam mieszkał przed wojną, pod adresem Von Schaustrasse
16. Była to jedna z córek gospodarza. Niestety, mój
kolega Ziut – najstarszy brat Cześka, aktualny właściciel
posesji nie dopytał o nazwisko, ani o więcej
szczegółów. Dowiedział się
tylko, że jedna z sióstr zmarła
w czasie wojny i została pochowana na tutejszym cmentarzu.
Po prawie stuleciu dom pod 16 doczekał
się gruntownego remontu, również
dachu. Budowlańcy, którzy remont przeprowadzali znaleźli
pod powałą ukryte stare ,,papierzyska” - jakieś
przedwojenne kawałki gazet, listy, zeszyty szkolne, fotografie,
dokumenty. Część tego znaleziska trafiła
do mojego kolegi Kseni, który jest znanym w okolicy miłośnikiem
historii i kolekcjonerem artefaktów, a że dzielimy podobne
zainteresowania i dogadujemy się w wielu, nawet
spornych kwestiach, podarował mi część
tych ,,skarbów” - to już
nie były stare papierzyska. Otrzymałem:
kilka starych zeszytów szkolnych, kilka niekompletnych egzemplarzy prasy
katolickiej, kilka broszur o różnorakiej tematyce,
dwie małe fotografie, list z nieczytelnym adresatem i
najciekawszą rzecz – Familienstammbuch der Familie - ,,książeczkę
rodzinną” wręczaną przez nazistowskich urzędników
nowożeńcom, potwierdzającą zawarcie związku
małżeńskiego, niestety w tak opłakanym
stanie, że prawie nic nie można
było z niej odczytać.
Po pierwsze, ze względu na uszczerbki spowodowane upływem
czasu, a po drugie – tekst był napisany odręcznie,
piórem, ale litery które były widoczne bardziej
przypominały egipskie hieroglify, niż
znany mi alfabet. Najlepiej widoczna była faszystowska gapa
wykonana okrągłą, urzędowa
pieczęcią, Nie zniechęciłem
się, bynajmniej. Bardzo, bardzo wiele godzin
przesiedziałem niczym archeolog nad tajemniczymi tekstami
z lupami, słownikiem i translatorem, bez którego bym nic
nie zdziałał. Szczególnie przy
pracy z listem. Każdą zidentyfikowaną literkę, każde
odczytane słowo traktowałem jako sukces i
czerpałem z tego bardzo dużo
satysfakcji. Odczytanie niektórych wyrazów zajęło mi nawet kilka
miesięcy. Oczywiście – nie wszystkie
udało mi się rozszyfrować,
mimo tego dziś dysponuję już
jako taką historią rodziny Neubert
zamieszkującą przed wojną dom przy Von Schaustrasse 16.
Poprzednio mieszkali przy Bahnhofstrasse. Ojciec
– Karl, był urzędnikiem miejskim, jego brat Hermann, mieszkający przy Liebstadterstrasse
2, był kapelmistrzem miejscowej orkiestry dętej. Matka – Agnes, zajmowała się
domem. Mieli trzy córki – najmłodszą Monikę, która uczyła się w szkole
powszechnej, starszą – o której nic nie wiadomo, i najstarszą, urodzoną 2 kwietnia 1920r – Hildegard Agnes, która
pracowała jako ekspedientka. Dzięki listowi, który Hildegarda wysłała
18.04.1939r wiemy, że miała narzeczonego (to dziwne uczucie – czytać bardzo
osobiste listy obcych ludzi, którzy już prawdopodobnie nie żyją). Jej
wybrankiem był urodzony 4.05.1914r w Susenbergu (obecnie – Jarandowo) Franz
Neuwald, zawodowy żołnierz, sierżant armii niemieckiej stacjonujący w
Heilsbergu. Rodzice Franza mieszkali w Reichenbergu (obecnie Kraszewo). Jego
ojciec – Andreas był (po przetłumaczeniu) Komisarzem Okręgowym Warmińskiego
Towarzystwa Pożarniczego, matka zaś – Mathilde – położną.
Państwo
młodzi pobrali się 18.11.1942r w Wormditt (są na to dowody w postaci
oficjalnego dokumentu). Franz służył w obronie przeciwlotniczej, był
działonowym Flaka 18 (wtajemniczeni wiedzą, że to najlepsze niemieckie działo
przeciwlotnicze i przeciwpancerne okresu II WŚ), gdzieś na południu Europy,
może w Afryce (jest na jednym ze wspomnianych zdjęć w scenerii z palmami).
I to tyle. Uważam, że aż tyle. I pomyśleć,
że gdyby ktoś nie uchroniłby tych ,,śmieci”, to prawdopodobnie historia domu
przy Kwiatowej 16 nigdy by nie ujrzała światła dziennego. Czy warto było?
PS Ta,
która w latach 90-tych odwiedziła Ziuta, to prawdopodobnie Monika.
Komentarze
Prześlij komentarz