Wróg entropii

 

     Zaryzykuję stwierdzenie, że muzyka towarzyszy człowiekowi dłużej niż artykułowana mowa. Ona to jest owym naturalnym ,,wrogiem” entropii. Z jakich potrzeb się ,,zrodziła”? W czym miała mu pomóc? Od czego, bo raczej nie – od kogo - uczył się muzyki? A co to znaczy – uczył się muzyki? Po prostu zapamiętywał pewne dźwięki i potrafił je mniej, czy bardziej wiernie odtwarzać. Początkowo przy pomocy własnego gardła, potem – najpierw prostych, potem coraz bardziej skomplikowanych instrumentów muzycznych. A kto był nauczycielem? Natura!

    A do czego mu ta muzyka była potrzebna – ano, nawet sobie z tego nie zdając sprawy, dzięki niej potrafił choć w nieznacznym stopniu zapanować  nad nieporządkiem entropii. Potrafił ją przytrzymać, skontrolować, może nawet ujarzmić (choć na krótko). Jak? Wprowadzając: harmonię, ład, rytm – pozory kontroli. Bo, nie oszukujmy się – ludzie zasłuchani w muzykę, są nią oczarowani, przestają być sobą, funkcjonują w odmiennym stanie świadomości. Ta świadomość ,,czyni ich lepszymi” - oderwanymi od swojej ,,zwierzęcości” - duchowymi, wrażliwymi, twórczymi (czyli mającymi wpływ na kształtowanie rzeczywistości). Dzięki temu tworzą własny porządek – a uporządkowanie to wróg rozpadu.

     Od czego to się zaczęło? Od refleksji, że pewne dźwięki mają wpływ na odczuwanie emocji – mogą je ,,podkręcać” (wzmacniać), lub ,,odkręcać” (redukować). Dźwięki te ,,wyłapywał” z całej bezładnej kakofonii, jaką ofiaruje natura w sposób spontaniczny, oczywiście wpisany w scenariusz tego, co nazywamy – życiem (śpiew ptaków, szmer strumienia, grzmiący wodospad, szum traw, wycie drapieżników – i tak w nieskończoność).

     Ludzie, którzy ,,ujarzmili muzykę” jednocześnie uzyskali status tych, którzy stoją dużo  wyżej w hierarchii, niż pozostali. Dzięki niej, po prostu – manipulują nimi. Tak było – a zaczęło się od ,,szamanów” i innych pośredników między (w międzyczasie wymyślonymi bóstwami), a bogobojnym pospólstwem.

     Tu pozwolę sobie na dygresję – to jest najstarszy zawód świata (nie – nierząd jak wielu uważa, bo zanim kobieta zaczęła robić użytek ze swoich wdzięków, długo była po prostu za włosy wciągana do jaskini w wiadomych celach). Szamanizm był już wtedy w pełnym rozkwicie. Ci pośrednicy zawsze stali obok wodzów, którzy często ginęli w politycznych rozgrywkach: truci, sztyletowani, duszeni. Wodzowie się zmieniali, oni – nie. Bo nie zmienia się bogów i ich pośredników jak rękawiczki.

     Muzyka była i jest używana do wprawiania w trans. Również religijny. Jakże ubogi byłby nasz patriotyzm bez ,,Bogurodzicy”, czy ,,Roty” i innych pieśni.

     To potężny oręż. Ludzie w takiej ekstazie, odpowiednio manipulowani, byli i są w stanie dokonać rzeczy niemożliwych. A to jest paradoksalnie bardzo dobry przykład na całkiem odmienne działanie muzyki w kontekście entropii. Tu jest ona generatorem, czy też trampoliną entropii. To tylko wzmacnia jej niebagatelną pozycję w życiu człowieka.

     W dawnych czasach ludzie muzyki (śpiewacy, kompozytorzy, wirtuozi) bywali bożyszczami tłumów – sława niektórych przewyższała niejedną monarszą. Nawet zwyczajny wędrowny grajek miał większe szanse na przeżycie w tych trudnych czasach, niż przedstawiciele innych profesji. Bo zbóje też lubili posłuchać muzyki.

     Muzyka zajmowała w naszym życiu coraz ważniejszą pozycję. Stawała się niezbędna. Pozwalała zapomnieć, dawała nadzieję, uczyła pokory. Bo, czy ktoś może sobie wyobrazić niewolnicze życie na plantacji bawełny bez muzyki? Albo żywot galerników przykutych do wioseł? Albo wojsko bez orkiestry dętej i marszów?

      Czy dzisiaj coś w tej materii się zmieniło? Nihil novi, sub sole. Tłumy rozhisteryzowanych fanów na koncertach swoich idoli, niebotyczne gaże za koncerty, stawianie niewyobrażalnych wymogów od organizatorów koncertów, opiniotwórcza i przewodnia rola muzycznych ,,bożków” etc. etc.

     Muzyka nadal łączy pokolenia, buduje więzi stadne,  kiedyś się mówiło, że łagodzi obyczaje. Dziś już się tak nie mówi. Muzykę podzielono, zhierarchizowano, poszufladkowano. Jak ktoś nie wie, lub udaje, że nie wie o co chodzi, to niech ,,puści” głośno z balkonu ,,Horst-Wessel-Lied”. W kontekście tego, co się aktualnie dzieje w Ukrainie (kiedyś się mówiło i śpiewało – na Ukrainie) słyszałem już bardzo zaniepokojone głosy ludzi, którzy obawiają się, że niebawem słuchanie Czajkowskiego, czy Rachmaninowa będzie prześladowane, jak kiedyś słuchanie Radia Wolna Europa. Kto wie!

    Z muzyką jest trochę tak, jak z porządnym, ostrym scyzorykiem – można nim bardzo wiele dobrego i pożytecznego uczynić, ale też bardzo łatwo zniszczyć, zranić, a nawet pozbawić życia.

     Tak to jest z tą naszą muzyką. Ale – jak jej nie kochać mimo tego?  Czy wyobrażacie sobie normalne, codzienne życie bez niej? Bo ja zdecydowanie – NIE!

     Skoro mamy sojusznika (i wcale nie jest to jedyny sojusznik) do powstrzymania tej galopującej entropii, skoro jest coś, co pozwala na wyhamowanie, zatrzymanie się choć na chwilę – na jakiekolwiek refleksje, albo – nie, to korzystajmy z tego jak najczęściej i zarażajmy tym innych. Słuchajmy muzyki! 

    Jeśli nie jesteśmy panami swego losu, to postarajmy się być chociaż panami swego czasu!  Niech ktoś, ani coś, nie próbuje go nam po swojemu ,,nastawiać”.

 

 

PS

 

         Znam takich, co nie przyznając się do tego słuchają muzyki Zenka Martyniuka.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Łapu-capu

,,Tu każdy kwiatek"

Panie Stachura