TO BYŁ KRAJ...

Dziś przedstawiam wspomniany wiersz Agnes Migel - niemieckiej poetki silnie sympatyzującej z nazistowskim reżimem, mieszkanki Prus Wschodnich wygnanej z ojczyzny po II wojnie Światowej. (Zainteresowanym mogę udostępnić wspomniany twór-produkt, dla celów porównawczych)


                TO BYŁ KRAJ 

 

Zimno, wiatr wieje po pustej ziemi naszej,

popioły łatwiej rozwiać niźli kurz i piasek.

Na zburzonej ścianie wysoka pokrzywa,

jeszcze wyżej oset na wietrze się kiwa.

Był taki kraj... Co się z Tobą, Czasie stało?

Tam złote żyto jak jezioro szumiało,

tam brzmiał śpiew cichy olch kiełkujących

dla klaczy do rzeki źrebaka wiodących.

Bryły stodół trwały nieruchomo we śnie

i katedra w mieście drzemała bezpiecznie.

Był taki kraj... W Noc Świętego Jana ognia tany -

od grobu, do grobu – po stare kurhany...

Trwał w powietrzu aromat pieczonego chleba,

w górze krążył bocian po bezkresie nieba.

Morze było lazurowe. I błękitne.

Plaże białe, niczym śniegi, aksamitne.

Księżyc mieszkał na skraju lasu – naprzeciw

w tę noc gorącą, czarodziejską, noc żniw.

To był kraj – gdzie mgła się ranna wlokła

jak pajęczyna wśród krzewów jałowca.

Brzozy błyszczały biało i złociście,

a owoce pigwy kryły się pod liście.

Żołędzie chrzęściły, gdy je deptałeś

w utwardzonych bruzdach leśnych alej.

Gwiazdy ci migały, daleko, w niebiesiech,

a nocą słyszałeś ryk jeleni w lesie.

Był taki kraj... Wschodni wiatr gwizdał, mocno wiał.

A on tam leżał. Cicho jak w lodzie statek. Trwał.

Śnieg przykrył nasiona jak puszystym pierzem,

nie widać już łosia wydeptanych ścieżek.

Na lodowej grobli może łzy wieszało,

coraz więcej łodzi na łów wypływało.

Pod ciepłym dachem z trzciny i słomy

krosno klekotało pieśni starej tony:

,,Nie jesteśmy jeszcze starymi dziadami,

póki na swe życie sami zarabiamy”.

To był kraj ! Jak my kochaliśmy tę ziemię!

Lecz – jak z wydm piach – zasypało ją przerażenie.

Zamarzli w śniegach, w ogniu się spalili, daleko – na ziemi wrogiej – w nędzy zgnili.

Reszta na dnie morskim w spokoju spoczywa,

bałtycki przypływ nagie ich kości obmywa.

A my, Ojcze! Ostatni, bezdomni – dryfujemy...

Gorzki posmak po sztormie wciąż w ustach czujemy.

Bezradni – jak liście na wietrze – jesienne

w samotności błądząc; niechcianej, bezdennej.

Nigdy nie narzekać ! Sens naszej maksymy.

Dałeś i ...zabrałeś. My żyć z tym musimy.

Przebacz sercom, które się Tobie poddały.

Bo to nie ich wina. Zbyt mocno kochały...



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Łapu-capu

,,Tu każdy kwiatek"

Panie Stachura