Piękny pogrzeb

 

    Chronicznie nie lubię pogrzebów. Nie przepadam również za tymi radośniejszymi imprezami, ale to już inna bajka. Dziś przez przypadek usłyszałem pewien utwór muzyczny i przypomniał mi się pogrzeb mojego kumpla – Jarbasa.

    Nie pierwszy to pogrzeb kumpla, tak się jakoś w moim życiu ułożyło, że miałem ich bez liku, aż trudno uwierzyć, że aż tyle. Ten był wyjątkowy. Dlatego o nim piszę.

    Nie wiem czym sobie Jaro na taką imprezę zasłużył, nie mnie dociekać. Nie zdziwiło mnie, że na ,,ostatnie pożegnanie” przyszło tak wielu ludzi – miał Jaro swoich wrogów,  ale też miał i wielu kumpli i znajomych, którzy go lubili, bo – jak to mówią – dał się lubić. Jeżeli mowa o zdziwieniu, to na pewno dostarczył go śmigłowiec, który wylądował w pobliżu cmentarza i po chwili do licznego grona żałobników dołączyło kilku bardzo porządnie odzianych panów z bardzo oryginalnymi wiązankami pogrzebowymi. Ale to nie dlatego ten pogrzeb był taki wyjątkowy. Złożyło się na to kilka czynników.

    Przede wszystkim liczne grono, wśród których było wielu naszych wspólnych kumpli. Po drugie – fantastyczna pogoda – słoneczna, wrześniowa końcówka lata z lekkim wiaterkiem. Gdy po standardowych uroczystościach sakralnych w kaplicy utworzył się kondukt żałobny, zaczęła grać muzyka. Dzięki nowoczesnym, przenośnym głośnikom bezprzewodowym jej jakość była bardzo przyzwoita. Trudno wytłumaczyć jak to możliwe, ale słyszałem ten utwór po raz pierwszy w życiu. Trudno, bo od wielu lat byłem zagorzałym fanem ,,Dżemu” i do głowy by mi nie przyszło, że od kilku lat mają w swoim repertuarze piosenkę, której nie słyszałem. A jednak. Od bramy starego cmentarza, do bramy nowego, towarzyszyły nam dźwięki ,,Do kołyski”. Było to niepowtarzalne, piękne wydarzenie. Chciałbym mieć taki pogrzeb.

    Na pamiątkę tego wydarzenia, każdego roku, gdy przyjeżdżam do Ornety, spotykamy się w gronie najwierniejszych kumpli przy nagrobku Jara, parzymy świeżą kawę po turecku i przy dźwiękach ,,Do kołyski” i delektujemy się nią. Oczywiście beneficjent też ma swoją filiżankę napoju, który za życia uwielbiał. Nazywamy to – kawa u Jarbasa. Taka ,,nowa – świecka tradycja”. Mam nadzieję, że i w tym roku stanie się jej zadość.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Łapu-capu

,,Tu każdy kwiatek"

Panie Stachura