Pamięci Edgara Allana Poe.

Mieczysław Łuksza





                                


     


         Nagle dostrzegł coś, co sprawiło, że bezgraniczna rozpacz i marazm jakby zastygły na moment. To wystarczyło. A potem… Potem pojawiła się nutka optymizmu. Nawet nie nutka, a półnutka, a może tylko ćwierćnutka, ale – optymizmu.
   Potem wszystko się zmieniło; powiało lepszymi czasami i … nadeszły. Gdy któryś za znajomych, okazując zwykłe, ludzkie zainteresowanie pytał:
 - Nad czym teraz pracujesz? – nie potrafił odpowiedzieć.
Bo czy to, co robił można było nazwać pracą? Praca, jeśli nie przynosi zysku, to chociaż powinna być na swój sposób pożyteczna. A cóż za pożytek był z jego pisaniny? Nie mówiąc już o jakichkolwiek zyskach.
   Mimo tego poświęcał temu zajęciu dużo czasu. Z dnia na dzień coraz więcej. W końcu tak go to pochłonęło, że się w tym zatracił. Zaniedbywał odżywianie, sen, a nawet higienę osobistą. On – lew salonowy przestał się spotykać z przyjaciółmi, zaniechał wszelkich kontaktów towarzyskich. Coraz rzadziej wstawał ze swego fotela niczym przyrośnięty do swego starego, podniszczonego biurka.
Sam już nie pamiętał kiedy obok pojawił się nocnik, potem wiadro. Śmierdziało, on też śmierdział, ale to mu nie przeszkadzało w pisaniu. Dniami i nocami słuchać było skrzypienie jego poczciwego Pelikana 100.
   Chyba to skrzypienie zwróciło uwagę pająków, licznie zgromadzonych w jego zagraconym, zaniedbanym pokoju. Najpierw jeden z nich spuścił się na cienkiej jak nadzieja pajęczynie, jakby chciał sprawdzić ,, co to tak skrzypi?”. Wylądował na jego ramieniu, potem po ramieniu powędrował aż do dłoni pracowicie poruszającej piórem. I zawrócił. Cały czas jednak snuł za sobą niczym kilwater cienką, pajęczą nić. Potem następny zjechał niczym na bandżi na jego przedwcześnie wyłysiałą czaszkę. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. On mimo obecności pająka miał ważniejsze sprawy na głowie. Ówże pohasał po niej niczym po lodowisku zostawiając na łysinie prawie niewidzialną siateczką. Odwiedził również pracowitą rękę, po czym po zabrudzonym, wełnianym swetrze wywindował się w  wyższe partie.
  Pająków było coraz więcej, on jakby tego nie dostrzegał. Czemu? Bo był pewien, że to co pisze, to coś wyjątkowego, coś, co przyćmi wszystko co do tej pory zostało napisane. Nie mógł tego przerywać. Pająki całymi gromadami poruszały się po jego ciele tworząc prawie niewidzialny kokon. Mocne, niczym wolfram pajęcze sieci oplatał go coraz szczelniej, niczym zbroja.
   Zostało tak niewiele do napisania. Wiedział też, że jeśli przerwie, to wena opuści go na dobre i cały jego wysiłek pójdzie na marne. Świadomie przegapił moment, kiedy jeszcze mógł przerwać pisanie, wstać od biurka i uwolnić się z pajęczej pułapki – zostało tak niewiele, czuł, że zdąży.
  Być może by skończył, ale los chciał inaczej. Jakby po raz kolejny postanowił zakpić z kolejnego naiwniaka. Zabrakło mu atramentu! W takiej chwili! Do napisania zostało dosłownie kilka linijek tekstu! Przez jedną, głupią kropelkę inkaustu świat nie doczeka się perły pereł literatury.
Kałamarz z atramentem stał tuż obok, w zasięgu ręki. Cóż z tego? Silne, pajęcze pęta uniemożliwiały mu jakikolwiek ruch. Był wręcz przyklejony do swego fotela. Jedyne na co mógł sobie pozwolić, to drapanie wyschnięta stalówką po w połowie przerwanym słowie sprowa…
   Sąsiedzi znaleźli go po miesiącu. Był niczym zmumifikowany. Siedział przy biurku z piórem w dłoni, jakby zastanawiając się: ,,co by tu jeszcze napisać?"

Komentarze

  1. No dobrze, niech będzie na poważnie.
    Czy autor ma materialny zysk z pisania to pewnie wie, ale czy jego pisanie jest pożyteczne to wiedzą czytelnicy. Mnie bardziej zastanawia dlaczego ten użytkownik Pelikana 100 przedstawia się jako człowiek samotny, a nawet porzucony.
    Sądzę że wszystko co się pisze ma jakiś cel, więc moja wdzięczność za odpowiedź na pytanie jaki nastrój spowodował że taki tekst powstał będzie wielka.
    Z nadzieją na pogodniejsze
    refleksje i prośbą o uspokojenie mnie Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czcigodny Tadeuszu !
    Może być na poważnie, ale nie aż tak !
    Oczywiście, że wszystko, co ktoś pisze ma jakiś sens. Ale, czy za wszelką cenę trzeba się ,,dowiedzieć" jakiż to cel? Koniecznie trzeba wiedzieć ,, co poeta miał na myśli?".
    Wiem, że to pytanie zadawane nagminnie przez belfrów słusznie minionej epoki niejednego sztubaka na wieki zraziło do słowa pisanego. Niepotrzebnie.
    Pisanie powinno według mnie spełniać co najmniej jeden z dwóch warunków:
    1. Sprawia frajdę piszącemu.
    2. Sprawia frajdę czytającemu.
    Jeśli spełnia oba, to: ho, ho, ho !
    Mnie moja pisanina sprawia cholerną przyjemność. Drugi warunek to już nie moja działka.


    Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy znany nam autor pisze o niedoli abstrakcyjnego bohatera, to może mi się to podobać lub nie. Gdy znany mi autor pisze o cierpieniu łatwo identyfikalnego z powodu Pelikana 100 bohatera, zaczynam się niepokoić i w najprostszy sposób pytam co się dzieje. Dziękuję za odpowiedż że to taka konwencja, mój niepokój był na wyrost. A gdy chodzi o pytanie co autor miał na myśli to uważam go za ważne, bo jak odczytać romantyków czy symbolistów. Z szacunkiem Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaglądam często a tu nikogo, może źle szukam.
    Do napisania paru zdań skłoniło mnie przeczytanie dziś jeszcze raz "Odwykowni"
    Szukałem odpowiedzi dlaczego "Biuro Rzeczy Odszukanych" w wątkach gdzie się odnajduję powodowało niepokój i chęć polemiki ? Wydaje się że znalazłem , mój świat byłby uporządkowany po zmianie kolejności książek .
    Trudno jest człowiekowi z moim doświadczeniem czytać o niewinnym i sympatycznym piciu , bo w pewnym momencie życia tak to można widzieć , ale po Fromborku już pewnie nie choć terapię tam nie za bardzo było widać.
    I tak rozwiązała mi się zagadka niepokoju po lekturze.
    Kunszt autora że przeniósł się emocjonalnie w czasie , a ja przywróciłem sobie ład czytając we właściwej dla mnie kolejności. Z nadzieją na ożywienie Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Również boleję nad faktem, że ,,tu nikogo", ale cóż zrobić?
    Nie raz i nie dwa zastanawiałem się: na ile trzeba ,,odskoczyć" od statystycznego konsumenta komiśniaka, żeby odczuwać chęć polemizowania po przeczytania czegoś (niekoniecznie wzniosłego). Może inni mają lepsze, godniejsze sposoby na wykorzystanie nadwyżek energii swoich mózgów? Może szkoda im czasu na takie bezproduktywne pustosłowie?
    A może - o zgrozo ! Może Oni takimi rezerwami nie dysponują?
    Źle zatem, nam biednym, że puszcza milczy, choć rezonu nie tracimy i w wysiłkach nie ustajemy.
    Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze jedna taka refleksyjka mi zaświtała: wolę taki status quo, niż retorykę z FB.
    Nieprawdaż ?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

BONUS