Zmora, czy Wernyhora?

 

Pod wieczór już było, noc prawie.

To taka specyficzna pora,

kiedy wszystko jeszcze na jawie,

a już jakby było wczoraj.

 

W ten czas wszystko się może zdarzyć,

jak na polu pełnym marchewek.

I nie zdążysz nawet zajarzyć,

czy to prawda, czy tylko efekt?

 

Nagle w mroku coś,, zaistniało”,

to chyba najwłaściwsze słowo,

coś się zmaterializowało

i stanęło tuż przy mnie – obok.

 

Ze strachu omal się… no wiecie,

dyskomfort poczułem w mych porach

i nagle – jak grom – myśl przeleci:

- Jezus Maria – zaś Wernyhora!?

 

Wielki, stary, zarośnięty,

w łachmany jakieś przyodziany.

Spojrzał na mnie wzrokiem smętnym

I tak rzecze, tonem przygany:

 

- A czemu ty już nic nie piszesz?

Talent ci dany marnotrawisz,

zakleszczyły ci się klawisze,

zabiorę jak się nie poprawisz!

 

- Aaale co pisać, powiedz Panie…

To nie są jakieś fiki-miki,

przecież już wszystko napisane,

chyba, że – mam pisać wierszyki?

 

Dostojny starzec spojrzał srogo,

wzrokiem, co wszystko wie i widzi.

- Obyś nie zbłaźnił się, niebogo,

bacz żebym się nie musiał wstydzić.

 

I zniknął tak, jak się pojawił,

ja z gębą rozdziawioną stałem.

Zwątpienie ino pozostawił;

czy ja naprawdę go widziałem?

 

Komentarze

  1. Częste przywoływanie "Wesela " i "Nocy listopadowej" jak najbardziej, to niezwykłe dzieła.
    Zapewne postać Wernyhory nie była widoczna, jednak głos słyszalny był.
    Był to głos przyjaznych odbiorców ceniących wiersze, ale bardziej poetycką prozę, która już tu była wielokrotnie obecna.
    Z nadzieją na uwzględnienie niezbyt rozumiejącego rymy odbiorcy Serdecznie Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Łapu-capu

,,Tu każdy kwiatek"

Panie Stachura