Krzywym zgryzem
Nie ja pierwszy(i nie po raz pierwszy) i nie
ostatni nad tym odwiecznym dylematem się pochylam: po jaką cholerę piszę?
Przecież tego nikt prawie nie czyta. Jeśli, mimo tego to robię, to znaczy, że
nie robię tego dla kogoś, tylko dla siebie. Albo - liczę na to, że ta moja
pisanina prędzej, czy później znajdzie jednak odbiorcę. Tę drugą opcję, jako
realista raczej odrzucam. Więc, prawdopodobnie czynię to dla siebie. To prawda.
Pisanie sprawia mi przyjemność i dodatkowo odczuwam satysfakcję. To po stronie
plusów. Ewentualnymi minusami zajmę się później.
Co to znaczy: sprawia przyjemność? Co się za
tym ogólnikiem kryje? A priori odrzucam istnienie czegoś, co niektórzy zwą
,,natchnieniem”, ,,weną twórczą”, czy jakoś inaczej. Dlaczego? Ano, gdyby coś
takiego istniało, to żaden tekst, żadne dzieło nie byłoby zasługą autora. Wszak ,,spłynęło” z … może z ,,haremu
Apollina”? Czy z jakiejś ,,chmury”.
Musi jednak być coś, co w jakiś sposób inspiruje do pisania. Bo jeśli ktoś tego robić nie musi, to by tego nie robił. Pojawia się więc jeszcze jedno pojęcie: potrzeba! Skąd ona? To akurat da się w prosty sposób wytłumaczyć, wszak my ludzie, jako jedyny gatunek na Ziemi posiadamy handicap w postaci nadwyżek energetycznych mózgu. Więc - potrzeba pisania, to swoista forma wykorzystania tejże ,,superaty”. Jako jedna z bardzo wielu.
Oczywiście to tylko odpowiedź na
pytanie: czemu? Bo pozostaje jeszcze najmądrzejsze z pytań: po co? Bez względu
na mnogość mniej, czy bardziej wyrafinowanych i skomplikowanych odpowiedzi –
nie rozwiewają one wątpliwości. Trochę
się zagalopowałem, bo ni stąd, ni zowąd stałem się orędownikiem ,,piszących”. A
miałem pisać tylko o sobie.
To akurat jest jedna z korzyści pisania, bo
jak zacznę pisać, to nie wiem czym to się skończy. Mogę sobie pozwolić na taki
luksus. Tak – luksus, na który niewielu stać. A może to jednak imperatyw?
Będzie gorzko.
W jakich czasach żyjemy to każdy, kto posiada
choć jedną, w miarę sprawną szarą komórkę – widzi. A większość z nas to czuje
na własnej skórze. Nie o tym chcę pisać – szkoda wysiłku. Napiszę o czymś, z
czego bardzo niewielu zdaje sobie sprawę, a co niewątpliwie będzie miało wpływ
na naszą przyszłość.
W efekcie galopującego rozwoju zdobyczy
cywilizacyjnych, przepływu informacji, wszelakich platform społecznych, doszło
do paradoksu: oddaliliśmy się od siebie. Mimo coraz doskonalszych narzędzi do
komunikacji. I oddalamy się nadal. Odwieczny ,,konflikt pokoleń” już nie
istnieje. Dystans, niczym galopująca entropia rośnie w zastraszającym tempie.
My, starzy, funkcjonujemy w całkiem innym wymiarze, niż nasze dzieci. Niczym na
innej orbicie. Mimo tego, że spotykamy się codziennie. Można być w konflikcie z
UFO?
Prosty przykład: uważam się (może trochę na
wyrost) za człowieka inteligentnego. Trzy razy prosiłem swoją córkę, by mi
wytłumaczyła – za co jej płacą bardzo przyzwoitą pensję, czym się zajmuje jej
firma? Trzy razy mi tłumaczyła. Nadal nie wiem.
Według wiarygodnej hipotezy właśnie urodziło
się ostatnie pokolenie, które będzie czytać. Nie chodzi o to, że kolejne
zatracą umiejętność czytania, ale o to, że ludzie przestaną czytać ze zrozumieniem,
przestaną czytać książki. Ktoś rezolutny zareplikuje:
- A
cóż to za tragedia? Nas Polaków to prawie nie dotyczy. Wszak tylko jeden na dziesięciu
to robi. Po co komu gąszcz niuansów, interpunkcja, ortografia, kwiecista
paplanina? Toż to samo można przekazać SMS-em. A jak komu mało – to jest
mnóstwo e-motków.
Smutne. Smutne i prawdziwe. Jakby ktoś
zabierał ulubione zabawki, bez których trudno sobie wyobrazić zabawę. Trudno mi
się z tym pogodzić. Już czuję się jak autochton w rezerwacie – mimo że mam
jeszcze swoją dzidę i chodzę boso, to inni patrzą na mnie co najmniej dziwnie.
Mimo, że do niedawna tworzyliśmy wspólnotę i wyglądało na to, że się rozumiemy.
Jak tak dalej pójdzie, to będę jak ten rozbitek na bezludnej wyspie. Może
właśnie dlatego piszę. Może to moje nieporadne próby przeciwstawienia się temu,
co nieuchronne? Może to moje kartki umieszczane w butelkach i wrzucane do morza
z nadzieją, że ktoś którąś wyłowi i przeczyta? A ja nie będę się czuł zagubiony
i opuszczony.
Miałem jeszcze napisać o ewentualnych
minusach pisania, ale w tej sytuacji, to chyba zbędne.
Komentarze
Prześlij komentarz